Books&Movies

15 KWIETNIA 2014

Piękne, sławne, bogate ... a jednak nieszczęśliwe

źródło: audrey.hepburn.pinger.pl

źródło: allaboutyou.com

źródło: edwargeorgeopera.blogspot.com


Jednym z moich ulubionych rodzajów lektur są ostatnio biografie znanych kobiet. Przygoda z biografiami zaczęła się od pisania mojej pracy magisterskiej, w której analizowałam zmiany dotyczące urzędu pierwszej damy Stanów Zjednoczonych od początków funkcjonowania systemu prezydenckiego w USA aż po czasy obecne. Pochłonęła mnie wówczas lektura biografii tak fascynujących postaci jak Jaqueline Kennedy, Hillary Clinton czy Michelle Obamy. Dziś czytam głównie o wybitnych przedstawicielkach przemysłu filmowego czy muzycznego takich jak Marlena Dietrich, Audrey Hepburn, Maria Callas, Marilyn Monroe.

W biografiach pierwszych dam Ameryki poruszała mnie zawsze niezwykła siła i determinacja tych kobiet, wiara we własne możliwości, stawianie czoła przeciwnościom losu. Historie ikon przemysłu rozrywkowego nie są już tak optymistyczne. Kiedy myślimy o sławach takich jak Marylin Monroe, Audrey Hepburn czy Maria Callas, mamy przed oczami piękne, czarujące, uwielbiane przez tłumy kobiety, którym nie brakowało w życiu ani uznania dla ich talentu, ani pieniędzy, ani urody. A jednak każda z tych lektur skłoniła mnie do refleksji, że to nie te wartości czynią nas kobiety szczęśliwymi. Mimo uwielbienia tłumów kobietom tym zabrakło jednego: prawdziwej miłości. Choć związek Marii Callas z Arystotelesem Onasisem znany jest jako jeden z największych romansów wszechczasów, Callas była ze swym greckim kochankiem szczęśliwa jedynie przez krótką chwilę, na początku długiego i burzliwego związku. Małżonek Audrey Hepburn, również będąc aktorem, ciężko znosił zawodowe sukcesy żony, podczas gdy jego samego obsadzano w filmach często jedynie na prośbę Audrey. Marylin Monroe – największa seksbomba wszechczasów - stała się ofiara swojego wizerunku. Mężczyźni lgnęli do niej jak pszczoły do miodu, jednak zdecydowana większość pragnęła jedynie fizycznego kontaktu z ikoną, nieprzeciętnie wrażliwa Monroe szukała natomiast bratniej duszy, która pomogłaby jej uporać się z demonami przeszłości.

Często oglądając zdjęcia gwiazd w prasie, obserwując ich zachwycającą urodę na ekranie czujemy lekkie ukłucie zazdrości i zastanawiamy się jak by to było być na ich miejscu. Idealizujemy życie gwiazd, które wydaje się być wolne od przyziemnych trosk i problemów. Ja myślę sobie jednak, że żadne pieniądze świata, uwielbienie tłumów czy nagrody nie są w stanie zastąpić poczucia bezpieczeństwa jakie daje obecność ukochanej osoby, szczere relacje z rodziną i przyjaciółmi, bezinteresowne oddanie i poświęcenie najbliższych.

Doceniajmy więc to co prawdziwie cenne w naszym życiu i pamiętajmy, że nie wszystko złoto …


 11 LUTEGO 2014

August: Osage County

Widziałyście już Sierpień w Hrabstwie Osage? Mnie film wbił w fotel! Znakomite role Meryl Streep i Julii Roberts. Początek filmu nie zachwyca, ale kulminacyjna scena przy stole to mistrzostwo świata!

W pamięć zapadła mi głęboko kwestia Ewana McGregora:
“You’re thoughtful, Barbara, but you’re not open. You’re passionate but you’re hard. You’re a good, decent, funny wonderful woman, and I love you, but you’re a pain in the ass.”  
Czy każdej z nas nie zdarza się czasami być właśnie „pain in the ass” dla swojego mężczyzny? Czemu takie jesteśmy? Czy nie warto po prostu przemilczeć pewnych błahostek i nie ranić drugiej strony?

Film jest też niezłym studium zawiłych i mrocznych stosunków rodzinnych, które czy tego chcemy czy nie, warunkują nierzadko nasze postawy i życiowe wybory.

Kiedy czytałam recenzje po obejrzeniu filmu uderzyła mnie krytyka gry Meryl Streep: że za bardzo, że bardziej się popisywała niż grała. Absolutnie się nie zgadzam. Wspomniana już scena rodzinnej stypy pokazuje cały kunszt tej jednej z najlepszych żyjących aktorek.

Moim zdaniem film godny polecenia!

Agata














 22 STYCZNIA 2014

Papusza, czyli Lalka


Nagroda na festiwalach w Karlowych Warach, Gdyni, Salonikach, Valladolid, Bitoli, czy ta ostatnia – przyznana na 12. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Pune w Indiach są najlepszą recenzją „Papuszy”, filmu Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze, który oparty na retrospekcji, czarno-biały, w niezwykle poruszający sposób pokazuje nie tylko zapomnianą i niedocenioną kulturę Romów, ale przede wszystkim historię kobiety wyklętej i dramat jej samotności.
Ta dziewczyna przyniesie albo wielką dumę, albo wielki wstyd – taką przepowiednią miała być przywitana na świecie Bronisława Wajs, Papusza, czyli Lalka. Poznajemy ją u schyłku życia, w latach 70., gdy oskarżona o kradzież kury zostaje wyciągnięta z aresztu, by uświetnić koncert własnej twórczości. Jest przestraszona. Złamana. Dogłębnie smutna. Jak zahipnotyzowana powtarza, że nie napisała w życiu żadnych wierszy. Że nie tworzyła. Że nie jest artystką, której szukają. Kolejne retrospekcje z jej życia przynoszą odpowiedź, dlaczego wyrzuca ze świadomości wspomnienie własnej twórczości. Wspomnienie przyjaźni z Jerzym Ficowskim  i Julianem Tuwimem, dzięki którym Jej wiersze były publikowane, a talent podziwiany.
Papuszę poznajemy w różnych momentach Jej życia. Kiedy jako dziewczynka uczy się pisać i czytać. Kiedy jako młoda dziewczyna musi poślubić o dwadzieścia pięć lat starszego wuja. Kiedy przygarnia dziecko, którego matka ginie w czasie wojny. Kiedy żyje w taborze, pogodzona z losem żony nie kochającej swojego męża, a jednocześnie podporządkowanej i posłusznej. I w końcu kiedy poznaje Jerzego Ficowskiego, z którym przyjaźń (a może także skrywane uczucie?) zmienia Jej życie. To pod wpływem Ficowskiego Papusza zaczyna zapisywać swoją poezję. Dzięki niemu poznaje Tuwima, który opublikuje Jej wiersze. Wiersze, które staną się powodem wykluczenia, samotności i dramatu kobiety pozbawionej tożsamości.
Papuszę osądzono o zdradę. O wyjawienie największych tajemnic kultury romskiej. I nie chodziło tylko o wiersze, ale też o książkę Jerzego Ficowskiego, w której opisał życie i kulturę Romów. To wykluczenie oburza tym mocniej, że nie była ona jedyną osobą, która rozmawiała z Ficowskim. W końcu żył on w taborze przez dwa lata, ukrywając się po Powstaniu Warszawskim. Papusza poniosła jednak największa karę. Kilkakrotnie przebywała w zakładzie psychiatrycznym (choć nie wiadomo czy naprawdę była chora), została odrzucona i wykorzeniona. Zawsze była inna. Dla Polaków Cyganka, która kradnie, zaklina. Dla Romów, zdrajczyni.
Postać Papuszy, w filmie niesamowicie zagrana przez Jowitę Budnik, budzi podziw, ale też współczucie. Bo to kobieta zagubiona, wrażliwa i niespełniona. Zarówno w miłości. Jak i w życiu.
Film Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze porusza do cna. Surowy krajobraz, emocje wypisane na twarzy głównych bohaterów, tak dosadnie pokazane w zdjęciach Krzysztofa Ptaka i Wojciecha Staronia, okraszone wspaniałą muzyką Jana Kantego Pawluśkiewicza, pozostają w pamięci na długo. Chyba nigdy nie zapomnę sceny, w której Papusza rzuca się w bólu. Odrzucona i pozbawiona tożsamości.
Wychowałam się na osiedlu sąsiadującym z blokowiskiem, w którym mieszkało kilka rodzin romskich. Żyłam stereotypem. Bo choć idealnie wpasowali się w małomiasteczkowy krajobraz, zawsze postrzegałam ich jako innych. Gorszych. Bo dzieci nie chodzą do szkoły. Bo kobiety rodzą młodo. Bo są porywane i siłą brane na żony. Bo kradną. Bo prędzej czy później oszukają albo zdradzą. Ile z tego było prawdą? Zapewne dużo. Ile wciąż jest? Nie wiem.
Wiem jedno. Nigdy nie spojrzałam na nich przez pryzmat kultury, którą tworzyli przez lata. Przez pryzmat tożsamości, która tak scala ich życia. Jedyne na co mnie było stać to dziecinna kłótnia na podwórku przy bloku, w której kazałam uciekać mojej rówieśnicy-Cygance i tańczyć wokół ogniska. (Ona nie pozostała dłużna i zagroziła mi śmiercią przez powieszenie na pobliskich drutach, które wskazała palcem, zagryzając przy tym usta).
Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze nakreślili mi obraz Romów z innej perspektywy. Pokazali ułamek kultury, o którym nigdy nie myślałam. Tajemnica jest tym ułamkiem. Chęć odizolowania się od gadjów, od białych, którzy, jak pisała Papusza, nigdy ich nie zrozumieją.
Asia


15 STYCZNIA 2014

      POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI

  Wydana po raz pierwszy w 1987 roku w Stanach Zjednoczonych, szybko okrzyknięta bestsellerem, nie wydaje się tracić na popularności także współcześnie. „Smażone zielone pomidory” autorstwa Fannie Flag to książka błyskotliwa, autentycznie zabawna, przy czym niebanalna i prawdziwie wzruszająca.
     Historia, zarysowana na kilku płaszczyznach, rozpoczyna się w latach 80. XX wieku w Alabamie. Przypadkowe spotkanie dwóch kobiet, Evelyn Couch i Cleowej Threadgoode, daje początek nie tylko niesamowitej opowieści, ale też prawdziwej i mądrej przyjaźni między dwoma dojrzałymi kobietami. Evelyn Couch jest w wieku średnim. Niezaradna, niespełniona, nie zna swojej wartości. Problemy w małżeństwie, brak marzeń w życiu, brak planów do zrealizowania sprawiły, że jedyną radością jaką czerpie z życia stały się uwielbiane smakołyki. Niespodziewanie zawiązana znajomość z Cleową Threadgoode, 86-letnią pensjonariuszką Domu Spokojnej Starości, w którym Evelyn odwiedza teściową, nauczy ją więcej niż mogłaby się kiedykolwiek spodziewać. A wszystko dzięki opowieści snutej przez Cleową Threadgoode, w której staruszka zabiera do Alabamy lat 30. Do Whistle Stop Cafe, w której toczyło się życie Jej, Jej rodziny i przyjaciół. Historia każdej z przywoływanych osób niesie życiową mądrość. Idgie Threadgoode mogłaby nauczyć wytrwałości i siły w pokonywaniu życiowych trudności. Jej Partnerka Ruth, oddania, a ich syn, nazywany Kikutkiem ( w wyniku wypadku stracił rękę), pewnej zgody na to co przynosi los.
     Zarysowany wątek lesbijski, czy też problem segregacji rasowej (zniesionej dopiero w latach 60.) sprawiają, że książka zyskuje charakter swojego rodzaju manifestu tolerancji, w którym w sposób prosty mówi się o problemach także dziś aktualnych. Autorka nie zakłamuje obrazu Ameryki lat 30., która dzieliła i odrzucała obcych, ani Ameryki lat 80., w której „spełnieniem snu” był różowy Cadillac. Poucza i bawi. A przy tym opowiada tak przekonująco, że czytelnik zapomina przez chwilę o rzeczywistości w której żyje. Przenosi się do dawnej Ameryki i zna już wszystkich z małego Whistle Stop. Tak jakby tam był, tak jakby współprzeżywał. Jakby opowiadana historia była historią przyjaciół, których kiedyś już znaliśmy.
     W 1991 roku, na podstawie książki, nakręcono film o tym samym tytule. Dwie nominacje do Oskara, za najlepszą rolę drugoplanową (nominacja Jessici Tandy za rolę Cleowej Threadgoode) i najlepszy scenariusz adaptowany wydają się potwierdzać, że ludzie potrzebują tak subtelnie pisanych, a poruszających istotne tematy scenariuszy.
     Śmiałam się i płakałam czytając tę książkę. To chyba dobrze.
Asia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz